wtorek, 25 lutego 2014

Prolog

Przekręciłam się na lewy bok, i spojrzałam na zegarek stojący na szafce nocnej obok mojego łóżka. WIelkimi cyframi ukazała mi sie godzina 6.59, cicho westchnełam i usiadłam na brzegu łóżka. Minutę później zadzwonił budzik. "Nie wiem po co cię w ogóle nastawiam."- Pomyślałam i wyciągnełam rękę, żeby wyłaczyć drażniący dźwięk. Wstałam i od razu skierowałam się pod prysznic. Puściłam letnią wodę i oddałam się chwyli wyciszenia. Po jakiś 5 minutach wyszłam spod prysznica, owinełam się przyjemnie, ciepłym ręcznikiem i zabrałam się za poranne czynności, jak na przykład umycie zebów.
Wpatrując sie w własne odbicie w lustrze przeszły mnie ciarki, na całym ciele poczułam nie przyjemne mrowienie. Przez chwile poczułam jakby coś złego miało się stać. Szybko przemyłam twarz zimną wodą i wyszłam z łazieńki. Patrząc na okno, z widokiem na stary, sąsiadujący budynek, wziełam dwa głębokie wdechy i skierowałam się do szafy. Szybko wybrałam jakieś ciuchy, w które szybko się ubrałam, uczesałam długie, blond włosy w kitkę i zeszłam na dół. W kuchni zauwazyłam krzątającą sie Anethe, która jak co dzień przygotowywała nam śniadanie.
- Dzień dobry, kochanie, możesz mi pomóc?- spytała i znacząco popatrzyła się na nie rozłożone talerze i sztućce, bez słowa zabrałam sie do pracy.
Anethe była drobno zbudowaną, piękną kobietą, która mnie wychowała, razem ze swoim mężem, Thomasem, wzieli mnie z sierocinca kiedy mialam 8 lat. Próbowali mnie nauczyć, żebym zwracała się do nich mamo i tato, ale niestety, nigdy nie potrafilam tego wymówić, pozostało na tym że nazywałam ich po imieniu.
-Witam moje drogie!-Thomas wszedł do kuchni i od razu usiadł przy stole - śniadnie już gotowe?- zapytał, a promienny uśmiech nie znikał mu z twarzy. Zawsze podziwiałam jego optymizm.
-już, już, wszystko gotowe- powiedziała Anethe i położyła na stół swieżo usmażone naleśniki.
-Aiko- zwrócił się do mnie Thomas- podwieźć cię do szkoły?-
-nie, dziekuje, przejde sie-odpwoiedzialam i zabralam sie za posilek.
Po śniadaniu poszłam prosto do szkoły, jak zwykle zapomniałam odrobic lekcji, " a obiecałam sobie, że w ty roku wezme naukę na serio" powiedziałam po cichu i pokiwałam głową ze zrezygnowania. 3 liceum to nie żarty, a ja wciąż nie mogę sie zabrać do nauki, co chwile cos mnie rozkojarza, nie potrafię się skupić.

Szkoła zazwyczaj trwa do 15, więc jak tylko słyszę dzwonek zbieram się jak najszybciej umiem i wychodze. Zazwyczaj jestem pierwsza, ale mi to nigdy nie przeszkadzalo, i tak nie mialam nikogo, kto by na mnie czekal. W szkole nie mam wielu przyjaciół, nie wiem czy tych których mam można nazwac przyjaciółmi, bardziej pasowałoby, aby ich określać jako znajomych, tak, znajomi to dobre słowo. NIgdy nie zastanawiałam się czemu nie nawiązałam z nikim głebszych więzi, poprostu wiem jaka jest odpowiedź na to pytanie, a konkretnie, nigdy nie potraifiłam zaufać nikomu oprócz sobie. Zawsze czuję się jakbym nie pasowała do reszty, nie tylko w szkole, ale nawet i w domu. Nigdy nie czułam tegowewnetrzengo spokoju, tej pewności, że pasuje, że jestem we właściwym miejscu...

Po szkole postanowiłam sie przejść do lasu, dłuższy spacer na świeżym powietrzu zawsze mnie uspokajał, a teraz naprawdę potrzebowałam ukojenia, szczegółnie po incydecie z rana, to złe uczucie chodziło za mną, ale co to w ogóle miało oznaczać?
Od niedawna mieszkam w małym mieście, w środku Norwegii, a dokladnie w Andebu, całe miasto jest otoczone lasem, więc nie trudno mi bylo sie do niego dostać. Do Norwegii przyjechałam razem z Anethe i Thomasem jakieś 5 lat temu, to kraj ojczysty Thomasa, i strasznie chciał tu wrócić. Anethe to nie przeszkadzało, a ja nie miałam za dużo do gadania, zreszta jeszcze nie nazekalam na ten malowniczy kraj.

Juz od jakiegos czasu lesie, ale po mału zaczynało sie ściemniać, więc uznałam że już czas wracać. Wyrwałam się z toku myślenia i spojrzałam przed siebie i zamarłam. Nie miałam pojecia gdzie jestem. Zawsze chodziłam jedną ścieżką, którą znam na pamięć, a teraz znajduję się na calkowicie mi nie znanym terenie.  Z leksza spanikowałam, ale uznałam że poprostu zaczne iść przed siebie może dojde do miasta.
Szłam już chyba godzine, wciąż nic, wydawało mi się że chodzę w kółko. Po chwili zrobiło się naprawdę ciemno, nie lubie ciemności, wręcz się jej boje. Stanełam zdezorientowana. NIe wiedziałam gdzie jestem, i gdzie mam iść. Gdy nagle usłyszałam jakis głos, jakby szept - tutaj- coś powiedziało. Przestraszona zaczełam sie rozglądać w okół, ale nic nie dostrzegłam. "Przeslyszało ci się, wariujesz"-pomyślałam i znowu zaczełam iść, lecz po chwili znowu -tutaj- "teraz to już napewno się nie przesłyszałam", głos zaczął się natężać, a ja ze strachu zaczełam biec przed siebie, w oczach miałam łzy, nie widziałam gdzie biegne. Obcy głos nie ustawał, a ja biegłam co raz szybciej.... gdy nagle, zabrakło mi gruntu pod stopami, czułam sie jakbym spadała, cieżka niczym głaz leciałam w dół. Próbowałam krzyczeć, ale głos utkwił mi w gardle. Czy to był mój koniec?
***************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************
To na tyle! Mam nadzieję że się Wam podobało, jeszcze dokładnie nie wiem o czym będę pisać, ale to będzie fanfiction z anime Naruto, więc tego będę się trzymać. Postaram sie wstawiać rozdzialy regulanie, ale nie obiecuję że zawsze bedzie mi to wychodzić! Rozdzial 1 pojawi sie jeszcze w tym tygodniu !
Pozdrawiam !!!